Derby dla Rzozovi

W niedziele (3.06.2018r.) o 17.00 rozbrzmiał gwizdek rozpoczynający mecz derbowy pomiędzy LKS Borkowianką, a Rzozovią Rzozów. Każdy obecny na meczu  czy to w roli zawodnika czy kibica zdawał sobie sprawę, że to nie będzie łatwe i spokojne spotkanie.
Od samego początku zaczęli atakować gospodarze poprzez liczne ataki pozycyjne lecz pierwszą bramkę zdobyła drużyna gości pokonując bramkarza pierwszym celnym strzałem w meczu. Druga bramka dla Rzozovi padła chwile później, napastnik wykorzystując niefrasobliwość obrońców i brak zdecydowania bramkarza oddał sprytny strzał. Po półgodzinie gry goście wygrywali 0:2 i mieli rzut wolny z bardzo dobrej pozycji. Kapitan Rzozovi oddał celny strzał ponad murem nie dając szans bramkarzowi. 0:3. Gospodarze nie załamywali się i ciągle próbowali dogonić drużynę przyjezdną, ale byli mało skuteczni w swoich poczynaniach. Chwilę przed przerwą Borkowianka stworzyła kolejną groźną sytuację, którą tym razem udało się zakończyć golem. Strzał jednego z zawodników w pomarańczowych strojach dobił Mateusz Lelek dając nadzieje na lepsza drugą połowę.
Po przerwie gospodarze wyszli naładowani boiskową złością co mogło zwiastować wielką walkę. W drugiej połowie padły trzy bramki. Drużyna z Rzozowa nie dała sobie wydrzeć zwycięstwa ponieważ w tym meczu cechowała się niezwykła skutecznością. Szczęście sprzyjało lepszym. Gospodarze zdołali strzelić jeszcze jedną bramkę w dość kuriozalnych okolicznościach. Michał Piszczek wykonał próbę dośrodkowania, źle lot piłki ocenił bramkarz którego przeskoczyła piłką i wpadła do bramki. Rzozovia odrobiła lekcje z poprzedniego sezony w którym przegrała oba spotkania. Derby dla Rzozowa.

LKS Borkowianka  Borek Szlachecki 2:5 Rzozovia Rzozów

Zawodnicy z obu ekip walczyli zażarcie jak na derby przystało. Gospodarze jak i goście dostali po jednej czerwonej kartce. Frekwencja na meczu w Borku Szlacheckim była jedną z najwyższych w tej rundzie. Spotkanie nie zawiodło, była walka i piękne bramki jedyne czego kibice mogli by sobie życzyć to lepszego poziomu sędziowania, bo ten nie był zbyt wysoki.

Wiktor Więsek / foto: Natalia Kozek